Produkcja podstawowa to ten dział gospodarki, który napędza cały przemysł spożywczy. Wymaga więc pochylenia się nad bieżącymi problemami, czemu poświęcony był II Kongres Produkcji Podstawowej (27 października ub.r., Warszawa). O wyzwaniach stojących przed rolnictwem i produkcją żywności dyskutowano podczas debaty, którą poprowadził dr Mirosław Korzeniowski ze Stowarzyszenia Agroekoton, członek CoreTeam.
Motor napędzający polskie rolnictwo - zapotrzebowanie na żywność
Zdaniem Jana Krzysztofa Ardanowskiego (przewodniczącego Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP, posła na sejm RP) motorem, który powinien napędzać rolnictwo, jest zwiększające się na świecie zapotrzebowanie na żywność.
– Wojna w Ukrainie jeszcze bardziej uwypukliła łatwość zrywania łańcuchów dostaw, fizyczny niedobór żywności przekładający się na zwiększenie skali głodu – mówił były minister rolnictwa. – Uważam, że kraje, które mają możliwości – klimatyczne, naturalne – by utrzymywać wysoką produkcję żywności, a nawet by ją zwiększać, są do tego wręcz zobligowane.
Tymczasem rolnictwo jest traktowane jako główny wróg publiczny, będąc oskarżane o bycie jednym z głównych emiterów gazów cieplarnianych, trucicielem środowiska nadużywającym środków ochrony roślin i nawozów, a więc dostawcą żywności niebezpiecznej dla zdrowia.
– Gdyby zapytać konsumentów o definicję, co to jest pestycyd/środek ochrony roślin, to prawie każdy, kto nie mieszka na wsi, odpowiedziałby, że to jest szkodliwa substancja chemiczna, którą rolnicy nas trują, bo chcą zwiększyć dochodowość. Nikt nie mówi, że to jest lek dla roślin. Ta definicja została wypaczona wiele lat temu przez skrajne organizacje ekologiczne, a dzisiaj jest utrwalana w odniesieniu do produktów zwierzęcych za sprawą innych organizacji „ekoterrorystycznych” – dodał Marcin Wroński (zastępca dyrektora generalnego KOWR).
W odpowiedzi na te zarzuty Jan K. Ardanowski przypomniał, że cała Unia Europejska partycypuje w światowej emisji gazów cieplarnianych zaledwie w 7–8% i tylko około 10% unijnej emisji stanowi rolnictwo. To oznacza, że rolnictwo europejskie jest odpowiedzialne za mniej niż 1% emisji gazów cieplarnianych w skali globu. Dane te uzupełnił Jerzy Wierzbicki (prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego). Tylko 4% emisji w UE pochodzi z produkcji zwierzęcej. Pozostałe 96% pochodzi z zupełnie innych źródeł.
Dlaczego więc konsumpcja mięsa jest rugowana? Zdaniem J. Wierzbickiego to fortel mający na celu zbudowanie przewagi konkurencyjnej na rynku dla produktów alternatywnych (substytuty produktów zwierzęcych uzyskiwane z komórek macierzystych), poprzez wpływanie na polityków, na zmiany prawa, utrudnianie produkcji zwierzęcej pomysłami na różnego rodzaju podatki od tego typu produkcji („akcyza na produkty zwierzęce”, „podatek obciążania środowiska” itd.).
Dyskutanci skonkludowali, że skoro Zielony Ład zakładał zmiany, które mają istotnie zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, to nie tylko dotyczy rolnictwa, lecz całej działalności gospodarczej w Europie. – Rolnictwo jest tutaj dyżurnym chłopcem do bicia – stwierdził Ardanowski.
Bałagan w Zielonym Ładzie - redukcja ś.o.r to zupełnie niezrozumienie rolnictwa
Choć były minister rolnictwa nie poddaje w wątpliwość założeń, jakie stoją za ideą Zielonego Ładu, to jego zdaniem strategia ta powinna być wstrzymana do czasu zbudowania nowych priorytetów uwzględniających utrzymanie wysokiej produkcji żywności w Europie i dopiero wtedy na nowo zweryfikowana.
Przede wszystkim, jego zdaniem, przemyślenia wymaga kwestia redukcji tzw. plonotwórczych czynników produkcji (nawozów, środków ochrony roślin) oraz wymóg istotnego zwiększenia powierzchni chronionych, wolnych od działań gospodarczych. Te działania ograniczą bowiem produkcję żywności. A przecież bezpieczeństwo żywności bez racjonalnie stosowanych środków ochrony roślin będzie zagrożone. Prelegent dodał, że Polska jako jeden z nielicznych krajów w Europie, a może jedyny w Unii Europejskiej, dysponuje dużą ilością nieużytków, które mogą być wykorzystane w celu zwiększenie produkcji rolnej – oczywiście przy odpowiedniej gospodarce wodnej i innych działaniach w zakresie rolnictwa precyzyjnego.
Z postulatami Ardanowskiego zgodził się Marcin Wroński. – Nie może być tak, że z jednej strony na kuli ziemskiej ludności przybywa, a z drugiej strony mamy podejmować działania, gdzie będziemy obniżać ilość zbiorów w rolnictwie. Samo zredukowanie środków ochrony roślin to jest zupełne niezrozumienie rolnictwa – obecnie sadzi się wiele odmian roślin, których bez ochrony nie da się uprawiać, mamy do czynienia z agrofagami, które wcześniej nie występowały w naszym klimacie, więc tak naprawdę bez ochrony chemicznej nie da się prowadzić działalności rolniczej – mówił zastępca dyrektora KOWR. – Rolnictwo to różnego rodzaju wypadkowe – pogody, wilgotności, temperatury, presji agrofagów. To tylko pokazuje, że osoby, które tworzyły te przepisy, nie znały tych realiów.
Jak zauważył M. Wroński, problem leży nie w dostępności środków, ale w braku świadomości prawidłowego ich stosowania. To rodzi potrzebę edukacji w zakresie bezpiecznego ich stosowania, przeprowadzania szkoleń z kontroli i kalibracji opryskiwaczy czy finansowania sprzętu do ochrony precyzyjnej.
Zagrożenia z zewnątrz - uzależnienie od dostaw żywności
Z kolei Marcin Gryn (wiceprezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych) zwrócił uwagę na zagrożenia innej natury. Przestrzega przed niebezpieczeństwem związanym z uzależnieniem się od dostaw żywności.
– Chcąc pomagać Ukrainie, nie należy zapominać o własnym bezpieczeństwie. Wedle zasady, że najważniejsze jest bezpieczeństwo ratownika – mówił dyskutant. – Dzisiaj na świecie nie trzeba wojny militarnej, żeby jakiemuś krajowi zagrozić. A uzależnienie od dostaw żywności to najprostszy mechanizm, jakim można takie zagrożenie stworzyć. Aby temu zapobiec, musimy twardo postawić granice, co do ilości (zboża – przyp. red.), jakie jesteśmy w stanie przyjąć i skontrolować – mówił M. Gryn.
Potrzebny jest zatem skuteczny system kontroli, który będzie działał na etapie jeszcze zanim towar przekroczy naszą granicę, żeby przyjąć go rzeczywiście tyle, ile możemy. Zdaniem prelegenta musimy nie tylko kontrolować import, lecz także jak najwięcej eksportować. Ale do tego potrzebny jest własny port.
– Polski Związek Producentów Zbożowych od blisko 15 lat walczy o zmodernizowanie naszej infrastruktury portowej, tak aby statki o maksymalnych wymiarach gabarytowych (typu Panamax) można było ładować szybciej, żeby więcej zboża wypływało z kraju. Samochodami tego nie wywieziemy – dodał prelegent.
Jego zdaniem, aby móc produkować z dużą dokładnością, muszą być dostarczone środki produkcji (materiał siewny, środki ochrony roślin, nawozy), w tym również energia. – Co więcej, tę energię musimy mieć zapewnioną po cenach, które dla naszych rolników są osiągalne – zaznaczył Gryn.
Krajowy Plan Strategiczny do poprawki?
Założenia Europejskiego Zielonego Ładu będą realizowane przez Krajowy Plan Strategiczny dla Wspólnej Polityki Rolnej. W ramach tego planu 25% użytków rolnych ma być przekształcone na rolnictwo ekologiczne, z czego 7% (czyli ok. 1 mln ha użytków rolnych) ma być wykonane do 2030 r.
– Warto podziękować wszystkim, którzy nerwowo zareagowali na Zielony Ład, pokazując niektóre bezsensowne cele, bo są one praktycznie niemożliwe do zrealizowania. To dało dobry podkład pod to, że dzisiaj inne kraje członkowskie i parlament się mobilizują po stronie produkcji podstawowej i zaczynają utrudniać Komisji Europejskiej wprowadzanie tych pomysłów w życie – zabrał głos J. Wierzbicki.
Zdaniem uczestników debaty w ramach Ekoschematów skorygowania wymaga sposób rozdysponowania środków finansowania poszczególnych działań.
– Przyszłą politykę rolną, która będzie realizowana od stycznia, kształtują ludzie niemający wiedzy rolniczej – mówił Jan K. Ardanowski. – Krajowy Plan Strategiczny zakłada przeznaczenie bardzo dużej kwoty na różnego rodzaju działania, z założenia proekologiczne (w tym na tzw. rolnictwo węglowe – przyp. red.). Ale na inwestycje w rolnictwo precyzyjne, w maszyny, technologie, urządzenia pieniędzy jest jak na lekarstwo.
W tym kontekście próba ujednolicenia rolnictwa europejskiego jest karkołomna, daleka od rzeczywistości.
– Nawet w skali Polski, gdzie w niektórych województwach są jeszcze pozostałości pozaborowe. Inny jest typ gospodarstw w Małopolsce, na Podkarpaciu, a inny w warmińsko-mazurskim czy w zachodniopomorskim – mówił M. Wroński. Jego zdaniem polskie rolnictwo musi się opierać na dwóch filarach: gospodarstwach mniejszych lub średnich, które produkują w sposób tradycyjny, ekologiczny, powiązany z przetwórstwem – z produkcją sadowniczą czy owocowo-warzywną oraz gospodarstwach większych, które produkują duże i jednolite partie towaru dla przemysłu. – To właśnie duzi producenci, którzy zapewniają ciągłość dla przemysłu polskiego, stoją za wzrostem eksportu już o 27% w skali zaledwie 8 miesięcy 2022 r. – mówił zastępca dyrektora KOWR, podkreślając, że dbałość o ten drugi filar polskiego rolnictwa również powinna być zachowana.
Proponowane strategie - jak sprostać wymaganiom, narzuconym przez Zielony Ład?
Rolnicy staną więc przed ogromnym dylematem – jak sprostać wymaganiom, które narzuca im Zielony Ład, nie mając ku temu odpowiednich środków. W szczególności, że od czasów zapadnięcia unijnych decyzji miało miejsce kilka ważnych zdarzeń o zasięgu geopolitycznym, jak Covid-19, wojna w Ukrainie czy wzrost cen energii.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadownikow RP, nie pozostawia złudzeń, mówiąc wprost o potrzebie gaszenia pożarów. Ale trzeba też myśleć strategicznie. Jego zdaniem sadownictwo wymaga swoistego podziału: – Jeżeli ktoś ma słaby sad, słabą produkcję, a jest koniunktura na rynku soku jabłkowego, powinien się związać umowami kontraktacyjnymi. Innej alternatywy, niestety, nie ma. Dzisiaj nie da się sprzedać 3 mln jabłek jako owoce deserowe – mówił prezes ZSRP. – Natomiast kto ma niezłą jakość, inwestował w swoje gospodarstwa, to uważam, że jest nadzieja uzyskać na wiosnę dobre ceny, takie które pokryją koszty produkcji i przechowywania. Podobnie myślą duzi producenci z innych europejskich krajów, którzy również muszą się zmierzyć z wysokimi kosztami przechowywania. To jest pewnego rodzaju szansa, ale nie gwarancja.
Jednak, jak zaznaczył Maliszewski, aby wygrać jakością, trzeba przyjrzeć się krytycznym okiem swojej produkcji. Duzi importerzy, tacy jak Niemcy, Wielka Brytania, szukają przede wszystkim tego, czego sami nie produkują – odmian klubowych, jabłek ekologicznych, bez pozostałości.
– Nie wejdziemy do Europy Zachodniej z tym katalogiem odmian, które mieliśmy na rynek wschodni. Nie wejdziemy wysokimi kosztami produkcji na rynki dalekie, gdzie panuje ubóstwo. Więc oprócz obmyślenia strategii, muszą być jeszcze jej realizatorzy.
Mówiąc o strategii dla polskich zbóż, Marcin Gryn wskazał na konieczność współpracy z przetwórcami i na to, aby ci solidarnie wybierali produkty polskie, proponując rolnikom ceny na poziomie europejskim.
– Dzielimy się na Europę i Polskę, nie powinno tak być, bo przecież jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Chcąc jednak liczyć się na rynku europejskim, potrzebujemy portu – mówił. I dodał: – Musimy ostrożnie podchodzić do Europejskiego Zielonego Ładu, produkować przede wszystkim tak, aby zachować bezpieczeństwo żywności, a nie kierować się ideologią, która jest na siłę wdrażana.
Agnieszka Okła-Wierzbicka