StoryEditor

Czy warto inwestować w robota paszowego do zadawania TMR-u?

– Dawka TMR w tej oborze jest zadawana automatycznie z robota i podawana tak precyzyjnie pod legowiska, że nie ma potrzeby jej późniejszego podgarniania – mówi Albert Borkowski ze wsi Borki Paduchy niedaleko Siedlec (mazowieckie).

Robot do TMR-u spłaca się w mleku

W 2016 roku te gospodarstwo całkowicie zmieniło swoje oblicze. Od razu po przejęciu „sterów” Albert Borkowski zaczął mocno inwestować w hodowlę bydła mlecznego. Do istniejącej obory pochodzącej z lat 80. dostawił nową część zwiększając liczbę stanowisk z 33 do 75. Kupił używany dwuślimakowy 12-metrowy wóz paszowy marki Siloking Mayer, postawił wiatę dla jałówek. Zainwestował też w dojarkę, maty legowiskowe, zgarniacze oraz jako pierwszy w Polsce zastosował nośniki aparatów udojowych firmy Pellon. Cały czas jednak planował zastosowanie automatycznego systemie żywienia, tyle że tę inwestycję musiał odłożyć w czasie, aby móc ją współfinansować środkami unijnymi. Temat powrócił w zeszłym roku. Rolnik wtedy już wiedział, że wybierze rozwiązanie fińskiej firmy Pellon, które miało być zamontowane z uwzględnieniem jego wytycznych.

Chciałem, aby robot był zawieszony możliwie wysoko, umożliwiając w ten sposób w razie jego awarii przejazd przez oborę wozu paszowego. Mieszalnik pasz objętościowych miał być ustawiony w stodole, a w nie w nowym dostawionym budynku czy wiacie, a taśma doprowadzająca paszę objętościową do robota musiała być tak poprowadzona, aby nie ograniczała możliwości przejazdu przez budynek, w którym jest zamontowana. Ważne było też to, aby na taśmie po każdym załadunku nie leżała pasza – wymienia swoje założenia Albert Borkowski.

Cały artykuł ukazał się w magazynie Elita Dobry Hodowca w 2019 roku.

Jeżeli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, zamów bezpłatnie próbny numer "Elity Dobrego Hodowcy".

21. listopad 2024 21:15