Jeśli w ochronie sadów popełniliśmy błędy, to analizując programy ochrony stosowane w ostatnim roku, podobnych problemów będziemy mogli uniknąć w kolejnych latach. Na wykonanie których zabiegów należy położyć większy nacisk?
Wiśnie
Poza rejonami, w których wystąpiły większe spadki temperatury, plonowanie wiśni było dobre i bardzo dobre, mimo wielu zagrożeń. Ochrona wiśni na Kujawach rozpoczynała się najczęściej około połowy kwietnia, kiedy to aplikowano pierwsze zabiegi preparatami miedziowymi. Z powodu niskiej temperatury w kwietniu rozwój drzew nie był tak dynamiczny, dlatego było wskazane w warunkach częstych opadów deszczu, aby ten zabieg powtórzyć po około dwóch tygodniach. W trzeciej dekadzie kwietnia pojawiła się faza białego pąka/początek kwitnienia i w tym okresie, a także w pierwszej dekadzie maja, w wielu rejonach odnotowywano kilkukrotne opady deszczu. Konieczne więc było pierwsze zabezpieczenie sadów przed brunatną zgnilizną drzew pestkowych.
Przedwczesna defoliacja
W drugiej dekadzie maja, w okresie w pełni kwitnienia i po kwitnieniu odnotowano kolejne opady, więc był to optymalny czas na zastosowanie fungicydów ograniczających jednocześnie moniliozę i drobną plamistość liści, np. środkiem Luna Experience czy preparatami zawierającymi difenokonazol.
Ponieważ w trzeciej dekadzie maja odnotowano na Kujawach (stacja Śmiłowice) 9 dni z opadami deszczu, a w czerwcu – kolejnych 14 mokrych dni, konieczne było wykonanie zabiegów przeciwko drobnej plamistości liści, która miała bardzo dobre warunki do infekcji pierwotnych. Jeśli w tym okresie sadownik nie wykonał ochrony adekwatnej do warunków pogodowych, na liściach wiśni wkrótce zaczynały pojawiać się pierwsze plamy – źródło infekcji wtórnych, które w lipcu i sierpniu również miały doskonałe warunki, zaostrzając objawy choroby i w konsekwencji powodując przedwczesną defoliację. W lipcu odnotowano bowiem 13 dni z opadami deszczu na poziomie >80 mm, a w sierpniu było ich jeszcze więcej, bo 17 z opadami na poziomie 75,8 mm.
Deszcze sprzyjały także zakażeniu owoców przez gorzką zgniliznę wiśni. Dlatego wielu sadowników wykonało w sezonie (nie licząc zabiegów miedziowych) nawet 8 aplikacji fungicydami. Ale dało to bardzo dobre efekty, gdyż owoce były doskonałej jakości, a liście nie opadały przedwcześnie. Niestety, jeżdżąc po Polsce, widziałam w sierpniu/wrześniu niemało sadów, które w wyniku drobnej plamistości przedwcześnie utraciły liście.
Jaka substancja czynna na mszyce? Kiedy wykonac zabieg?
Trudna była też walka ze szkodnikami, gdyż z powodu zimnej wiosny mszyce rozwijały się wolniej. Nie widząc zagrożenia, niektórzy sadownicy nie wykonali zabiegu przed kwitnieniem, a jest to ważny moment na pierwszą aplikację (najlepiej sprawdzał się Affinto, inni stosowali jeden z pyretroidów). Wiosną w niskiej temperaturze rozwój szkodników nie jest dynamiczny, wówczas te nie rzucają się w oczy (bo kolonie nie są tak liczne). Zabieg wykonany w tym właśnie czasie jest jednak najbardziej skuteczny i nie pozwala na niekontrolowany rozwój mszyc w czasie kwitnienia i po jego zakończeniu, kiedy robi się coraz cieplej.
W sytuacji braku zabiegu w kwietniu, ten konieczny był w maju zaraz po kwitnieniu i/lub jeszcze na początku czerwca, kiedy na pułapkach pojawiły się dodatkowo nasionnice. W takiej sytuacji sadownicy wybierali najczęściej jeden z preparatów z acetamiprydem, bo pozwalał ograniczyć mszyce (jeśli te nie zostały skutecznie ograniczone w zabiegach wiosennych) i jednocześnie nasionnice.
Na Kujawach pułapki na nasionnice były powieszone na przełomie maja i czerwca, a już po paru dniach – w pierwszej dekadzie czerwca – odławiało się kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt much. Nasionnice w tym sezonie w bardzo wielu sadach odławiały się w ilościach kilkakrotnie przewyższających próg zagrożenia i latały praktycznie bez przerwy nawet jeszcze w trzeciej dekadzie lipca. W takiej sytuacji trudno było oprzeć ochronę tylko o acetamipryd (przy zalecanej dwukrotnej aplikacji w sezonie) i pyretroidy (też ograniczenia w ilości aplikacji, a ponadto ta grupa jest bardziej przydatna wiosną niż latem), gdyż wielu sadowników wykonało na nasionnice (i przy okazji mszyce) 4–5 zabiegów. Nieliczni tylko sięgali po Movento czy Exirel. Mimo że są to produkty bardzo skuteczne i bardzo przydatne w walce z nasionnicami, to niestety z powodu wyższych kosztów tych produktów, a także mało atrakcyjnej od kilku lat ceny za wiśnie, tylko nieliczni sięgali po te rozwiązania, co musiało obniżyć jakość owoców.
Po zbiorach w wielu sadach w wyniku wysokiej temperatury latem pojawiły się w ilościach ponadprogowych dodatkowo przędziorek chmielowiec, a także pordzewiacz. Nie wszyscy jednak podejmowali walkę z tą grupą szkodników, mimo że te w znacznym stopniu potrafią ograniczyć funkcję asymilacyjną liści w okresie kształtowania się pąków kwiatowych.
Czereśnie
Największymi zagrożeniami tego sezonu w sadach czereśniowych były nasionnice i mszyce, a z chorób – brunatna zgnilizna drzew pestkowych, w mniejszym stopniu rak bakteryjny drzew pestkowych.
Jeśli podejście do walki z mszycami było takie jak w przypadku wiśni, dawało to bardzo dobre efekty. W przypadku nasionnic – te w sadach czereśni pojawiają się zawsze wcześniej niż w sadach wiśni, więc pułapki były wieszane już w połowie maja, kilka dni po przekwitnięciu wszystkich odmian. W jednym z sadów w Wielkopolsce pierwsze muchy nasionnic w ilościach powyżej progu zagrożenia pojawiły się już pod koniec drugiej dekady maja (sad jest położony na wzniesieniu w sąsiedztwie jeziora), ale w większości lokalizacji zagrożenie pojawiło się nieco później – na przełomie maja i czerwca.
W lokalizacjach z większą presją nasionnic wykonywano 4, a nawet do 6 zabiegów. Producenci czereśni zdecydowanie częściej sięgają po produkty z wyższej półki cenowej, gdyż przy takiej presji szkodnika i ilości wymaganych zabiegów, nie da się oprzeć ochrony na dwóch grupach chemicznych, stosowanych powszechnie (czyli acetamipryd i pyretroidy). O ilości wykonanych zabiegów decydują też zastosowane preparaty, bo jeśli sadownik sięgnął po Movento, to ten produkt zabezpiecza owoce najdłużej, bo dwa tygodnie, z kolei Exirel – około 10 dni, a najczęściej wybierany acetamipryd – 7–8 dni.
W rejonach Polski, gdzie w okresie kwitnienia i dojrzewania czereśni, a więc głównie w maju, czerwcu i lipcu często występowały opady, kolejnym zagrożeniem była monilioza, na którą sadownicy wykonywali 3 do 6 zabiegów (przypomnę, że w wielu rejonach w czerwcu i lipcu odnotowano po kilkanaście dni z opadami, w przypadku tych intensywnych czy tych, którym towarzyszył grad, powodowało to pękanie owoców i uszkodzenia mechaniczne skórki, co dodatkowo sprzyjało wystąpieniu tej choroby).
Śliwy
Miniony sezon był bardzo urodzajnym dla tego gatunku, wielu producentów uzyskało bardzo wysokie lub rekordowe plony. Przymrozki, jakie wystąpiły w maju w okresie wzrostu zawiązków, wpłynęły na ordzawienia ich skórki, które występowały w różnym nasileniu w zależności od rejonu i odmiany.
Jak co roku, najgroźniejszym szkodnikiem sadów śliwowych była owocówka śliwkóweczka. W rejonie Kujaw ta pojawiła się w pułapkach w trzeciej dekadzie maja i wymagała wykonania minimum 4–5 zabiegów zwalczających.
Dużym zagrożeniem były także przędziorek chmielowiec i pordzewiacz śliwowy. W tych sadach, w których przeprowadzono zwalczanie w okresie krótko po kwitnieniu akarycydem Ortus 05 SC, i tam, gdzie presja tych szkodników nie była zbyt duża, uzyskano dobre efekty. Jednak w wielu lokalizacjach, w których szkodniki te występują co roku w dużym nasileniu, wskazane było wykonanie po kwitnieniu dwóch zabiegów:
- pierwszego – tuż po kwitnieniu
- i drugiego – po kolejnych 7–10 dniach.
Jeśli sadownik nie wykonał ochrony w tym okresie, to musiał to zrobić w czerwcu lub w lipcu, ale wówczas presja tych szkodników (w okresie upałów) rosła bardzo szybko, a zwalczanie było już mniej efektywne. W wielu sadach nie poradzono sobie z tym problemem, co skutkowało silnym zniszczeniem liści. Może tak stało się z oszczędności, a może dlatego, że w zaleceniach dla śliw na tę grupę szkodników, a szczególnie na pordzewiacza, brakuje rozwiązań chemicznych (w związku z wycofywaniem kolejnych grup chemicznych). Na pordzewiacza, oprócz produktu Ortus 05 SC, zalecane są tylko preparat silikonowy Siltac EC i Emulpar 940 EC na bazie oleju z lnianki. Dlatego w sadach zagrożonych tak ważne jest terminowe, czyli krótko po kwitnieniu, przeprowadzenie jednego lub dwóch zabiegów w dobrych warunkach pogody, zanim szkodniki rozpoczną dynamiczny rozwój latem.
Mimo deszczowej aury w kwietniu i w maju, w tych sadach, w których zaaplikowano kilkakrotne nawozy siarkowe, nie odnotowywano problemów z dziurkowatością liści, a przy okazji produkty siarkowe stwarzały niekorzystne warunki dla roztoczy.
W minionym sezonie kolejnym zagrożeniem była brunatna zgnilizna drzew pestkowych (monilioza). Chorobie sprzyjała:
- deszczowa pogoda,
- szczególnie intensywne opady deszczu w okresie wzrostu i dojrzewania owoców, a także w czasie ich zbiorów (co powodowało naturalne spękania skórki).
- Chorobie sprzyjały też gradobicia (dodatkowo uszkadzające owoce mechanicznie).
- Nie bez znaczenia był też bardzo duży urodzaj owoców i ich skupienia w większych gronach, co utrudniało obsychanie skórki i właściwą penetrację cieczy roboczej (a więc jej dotarcie do każdego owocu).
Zabiegi ochrony przeciwko moniliozie należało rozpocząć już w okresie kwitnienia i kontynuować je w czerwcu, lipcu i sierpniu. Konieczne było wykonanie przynajmniej 3–4, a nawet 6 zabiegów w sezonie (w zależności od wrażliwości odmian).
W tym roku wielu sadowników zgłaszało problem torbieli śliw. Do większego nasilenia choroby przyczyniła się zimna i deszczowa pogoda w kwietniu. Pierwsze jej objawy pojawiały się już w czerwcu. Porażone owoce były większe, zdeformowane, nadmiernie wydłużone i bez pestek. Niestety, od wielu lat nie ma w programie ochrony roślin sadowniczych zarejestrowanych fungicydów na tą chorobę (powinna ona być zwalczania w okresie wczesnej wiosny do fazy białego pąka).
W tym urodzajnym roku ceny uzyskiwane za owoce były niskie, nie rekompensowały tak drogich ś.o.r., nawozów, siły roboczej, paliwa itd. Smutne było też to, że zarówno czereśnie, jak i śliwki, zwłaszcza przy tak dużym polskim urodzaju, były importowane z innych krajów, co dodatkowo utrudniało sprzedaż i ograniczało zysk naszym producentom.
Barbara Błaszczyńska
doradca sadowniczy