Pełną ocenę sytuacji będzie można przeprowadzić po okresie przechowalniczym tegorocznych plonów (pomijam tu fakt, że wielu producentów jabłek zrezygnowało z umieszczenia owoców w komorach, sprzedając je jesienią znacznie poniżej kosztów produkcji).
Nadprodukcja jabłek, spadek opłacalności produkcji
Na ten kryzys składa się wiele czynników, ale ten bazowy to przede wszystkim nadprodukcja jabłek, z ogromną przewagą owoców słabej jakości i niska cena oferowana sadownikom. Skutkuje to:
- postępującym od kilku lat spadkiem opłacalności produkcji,
- pogłębionym dodatkowo kryzysem energetycznym
- i związanym z nim ogromnym wzrostem cen paliw, energii, a wcześniej również wszystkich innych składników kosztów produkcji: nawozów, ś.o.r. czy pracy ludzkiej.
Ta pogłębiająca się bardzo niebezpiecznie różnica między dochodami a wydatkami powodowała, że w kwestii ochrony czy nawożenia decyzje podejmowane przez większość sadowników były najczęściej podyktowane koniecznością oszczędności.
Jakby tego było mało, wiele gospodarstw sadowniczych zostało dotkniętych przymrozkiem majowym (noc z 17 na 18 maja) i/lub opadami gradu, które nawiedzały niektóre rejony kilkukrotnie w sezonie. Reasumując, było więc trudno również pod względem pogody, która obok aspektów ekonomicznych, zadecydowała o wielkości i jakości plonów.
Szukanie oszczędności w nawożeniu, a przede wszystkim w ochronie jest trudne (bo jeśli jest to działanie nieprzemyślane, najczęściej skutkuje spadkiem plonu i/lub jego jakości), ale nie jest niemożliwe. Ponieważ w ochronie sadów najważniejsze zabiegi z parchem, mączniakiem czy zarazą ogniową i większością szkodników mają miejsce w ciągu kilku pierwszych tygodni wegetacji (bo występują wtedy najważniejsze/strategiczne terminy w ograniczaniu tych wszystkich agrofagów), przemyślana walka chemiczna w tym okresie minimalizuje ilość/intensywność zabiegów w dalszej części sezonu (bez uszczerbku dla plonu). Oszczędności dają także komunikaty, oparte na fachowym monitoringu i sygnalizacji zagrożenia ze strony najważniejszych patogenów, uzupełnione indywidualnie wykonywanymi systematycznymi lustracjami sadów, plus obserwacje pułapek na owocówki/zwójki.
Wszystko to umożliwia bowiem uniknięcie działań schematycznych (a więc niejednokrotnie zbędnych zabiegów) oraz dostosowanie ochrony do faktycznego zagrożenia. Są to niestety niedoceniane w praktyce elementy oszczędności, a na pewno radykalnie podwyższają efektywność ochrony. Otwarte jest tylko pytanie, czy taki zakres oszczędności usatysfakcjonuje sadowników, gdy pomiędzy zyskami a kosztami produkcji przepaść cały czas rośnie?
Parch jabłoni - jak sobie z nim radzono w tym sezonie
Pierwsze zabiegi w sadach jabłoni preparatami miedziowymi były wykonywane w 2022 r. najczęściej dopiero na początku drugiej dekady kwietnia i te były ukierunkowane głównie na choroby kory i drewna. W tym czasie nie było jeszcze zagrożenia ze strony zarodników workowych parcha, gdyż kwiecień był miesiącem zimnym i przymrozkowym, chociaż nie brakowało opadów deszczu (w tym miesiącu stacje meteo odnotowały na Kujawach 15 dni z opadami, a w Wielkopolsce nawet 18). Zabieg zapobiegający pierwszym wysiewom był zalecany dopiero na przełomie drugiej i trzeciej dekady kwietnia (faza zielonego pąka) i był to optymalny czas/warunki na zastosowanie np. dodyny z siarką lub ditianonu, również z siarką.
Fungicyd czy nawóz siarkowy do pierwszych zabiegów wiosennych jest już standardem w większości sadów, gdyż jest to tani i skuteczny zabieg fitosanitarny, ograniczający choroby – przede wszystkim mączniaka, a dodatkowo stwarzający niekorzystne warunki także dla roztoczy.
- W kolejnych tygodniach – od 27 kwietnia (faza różowego pąka) aż do końca drugiej dekady maja na Kujawach brakowało opadów (23 dni bez deszczu, poza dniem 8 maja, kiedy odnotowano tylko 0,4 mm), temperatura była umiarkowana, co nie sprzyjało infekcjom ze strony parcha, ale… dojrzewały kolejne zarodniki workowe.
- Sytuacja zmieniła się dopiero w ostatnich dniach maja i pierwszych czerwca, kiedy doszło do bardzo silnych wysiewów i groźnych infekcji, i był to moim zdaniem decydujący czas w ochronie przed parchem (w trzeciej dekadzie maja odnotowano bowiem aż 9 dni z opadami).
- Padało również w pierwszej i na początku drugiej dekady czerwca, chociaż 6 czerwca pojawił się komunikat o końcowym etapie wysiewu zarodników workowych. W tym okresie w licznych sadach łatwo było już znaleźć pierwsze plamy parcha, co zaskoczyło wielu sadowników, bo wydawało się, że miniony sezon nie należał do trudnych.
- Niestety potem było tylko gorzej, bo pogoda bardzo sprzyjała infekcjom wtórnym: w czerwcu odnotowano 14 dni z opadami (76,3 mm), w lipcu – 13 (84,2 mm), a w sierpniu – kolejnych 17 (75,8 mm).
Jeśli nie wykonywano w tym okresie wnikliwej lustracji sadów i przeoczono pojedyncze plamy parcha, mogło to łatwo prowadzić do wyciągnięcia błędnych wniosków, że największe zagrożenie już minęło. Wówczas prowadzenie niesystematycznej (oszczędnej) ochrony zapobiegawczej czy brak reakcji na zmycie fungicydów na bazie kaptanu (bo te dominowały po zakończeniu infekcji pierwotnych), spowodowało w wielu sadach gwałtowny rozwój parcha (w niektórych sadach obserwowałam wtedy rozległe, wręcz spektakularne plamy parcha na owocach – głównie na odmianach Szampion i Gala).
Mączniak jabłoni - systematyczna ochrona
Mączniak wymagał systematycznej ochrony od wczesnej wiosny, szczególnie w sadach, w których nie poradzono sobie z chorobą w poprzednim sezonie i tam, gdzie nie posiłkowano się metodą agrotechniczną (polegającą na wycinaniu wczesną wiosną i/lub w fazie różowego pąka wszystkich srebrzących się pędów porażonych w zeszłym sezonie i tych z objawami choroby powstałych z pierwszych infekcji pierwotnych).
Niestety, takich zabiegów przed kwitnieniem szczególnie z użyciem siarki, w wielu gospodarstwach wykonano zbyt mało. W maju, w długim okresie bezdeszczowym, niektórzy sadownicy nie widząc perspektyw deszczu, rezygnowało bowiem z zabiegów na parcha, niestety zapominając o mączniaku w tym ważnym okresie jego rozwoju. A dodatkowo te zbyt długie odstępy między zabiegami, czyli ograniczenie ilości aplikacji, a także jakości w wyborze fungicydów do walki z mączniakiem, spowodowało silne porażenie pędów już w okresie kilku tygodni po rozpoczęciu wegetacji. A jeśli nie udało się ograniczyć mączniaka w okresie infekcji pierwotnych, w dalszej części sezonu było tylko gorzej. Odnotowano bowiem kilka upalnych okresów, co sprzyjało dalszemu, dynamicznemu/niekontrolowanemu rozwojowi choroby. Niestety, nie ma fungicydu, który mógłby skutecznie wyniszczyć mączniaka latem przy tak dużej presji wypracowanej wiosną.
Mączniak zaskoczył także w tych sadach, w których zbyt wcześnie zaprzestano kontynuacji ochrony, kiedy nie zakończył się jeszcze wzrost pędów, szczególnie w kwaterach o zbyt intensywnym wzroście wegetatywnym drzew (tam, gdzie zastosowano Regalis/Corto, uzyskując szybsze zakończenie wzrostu pędów, można było zredukować ilość zabiegów na mączniaka poprzez szybsze zakończenie ochrony, a przy okazji preparaty te ograniczały dodatkowo infekcje zarazy ogniowej). Błędem było także zaprzestanie walki z mączniakiem w całym sadzie, zapominając o najmłodszych kwaterach, w których zabiegi pod kątem mączniaka powinny być kontynuowane kilka tygodni dłużej. Niestety, w tak trudnych uwarunkowaniach finansowych skrócenie okresu niezbędnej ochrony w wielu sadach będzie oznaczało wysoki/lub jeszcze wyższy niż dotychczas poziom porażenia pąków i pierwotnego inokulum mączniaka kolejnej wiosny (chyba, że mroźna zima zmieni te prognozy).
Choroby bakteryjne - co z zarazą ogniową?
Opady gradu, deszczu i wysoka temperatura w okresie wegetacji sprzyjały wystąpieniu zarazy ogniowej. Szczególnie duże porażenie bakterią Erwinia amylovora, sprawcą tej choroby, obserwowałam w sadach grusz, których owoce i liście były dodatkowo uszkodzone przez grad.
Komunikaty wydawane przez firmy mające wgląd do modeli choroby informowały sadowników o dużym i wzrastającym zagrożeniu ze strony zarazy ogniowej już od połowy maja, a także w kolejnych tygodniach, zwłaszcza tych deszczowych. W tym okresie szczególnie ważne było zabezpieczenie najmłodszych nasadzeń jabłoni/grusz, później rozpoczynających kwitnienie, a także tych uszkodzonych przez grad.
W sadach grusz dodatkowo dawał o sobie znać także rak bakteryjny, szczególnie w kwietniu w okresach zimna i jednoczesnych opadów deszczu. Na choroby bakteryjne zalecane były kilkukrotne zabiegi profilaktyczne fungicydami/nawozami miedziowymi, wspomagane fungicydem Luna Care, a także preparatami na bazie fosforynów, np. Soriale czy Merplus (zalecanych w PORS tylko na parcha, ale podnoszących odporność roślin), sadownicy mieli także do dyspozycji rozwiązania biologiczne np.
- BlossomProtect,
- Serenade ASO,
- Plantivax.
Barbara Błaszczyńska
doradca sadowniczy