Co do zasady wszyscy zgodzimy się, że bezpieczeństwo płodów rolnych w postaci mniejszej liczby substancji aktywnych w nich zawartych jest istotne z punktu widzenia konsumenta. Wiemy również, jak zły wizerunek posiadają środki ochrony roślin w oczach ludzi "spoza branży". Zmiany systemowe są potrzebne, aczkolwiek chaos związany z wprowadzaniem nowych trendów w ochronie nie pozwala nakreślić długofalowego planu działania, do którego producenci mogliby się przyzwyczaić.
Model konwencjonalnej produkcji
Szymon Kamiński: Wdrażanie nowych technologii w sadownictwie, szczególnie w ochronie roślin sprawia trudności tym, którzy są zagorzałymi zwolennikami aktualnie funkcjonującego modelu konwencjonalnej produkcji opartej na produktach typowo chemicznych. Z czego to może wynikać?
Szymon Jabłoński: Po pierwsze z prostoty takiego systemu produkcji. Dysponując produktami o szerokim spektrum zwalczanych patogenów czy szkodników, możemy w sposób skuteczny i efektywny chronić sady czy plantacje roślin jagodowych. Nie docenialiśmy tego przez wiele lat i mam wrażenie, choć podparte solidnymi argumentami, że przyczyniliśmy się do nadmiernego wykorzystania tych środków produkcji. Wynika to choćby z braku w wielu gospodarstwach solidnego monitoringu i systematycznych lustracji…
S.K.: … które są podstawą integrowanej ochrony roślin. Jak wielu z nas rozumie zasady działania integrowanego modelu produkcji owoców? Systemu, do którego stosowania jesteśmy zobligowani przepisami prawa od 2014 r.? Od kilku lat jako świadomi producenci żywności powinniśmy w pierwszej kolejności w ochronie roślin stosować metody niechemiczne, a każde zastosowanie środka ochrony roślin powinno być podparte zapiskami z lustracji, informacjami z systemów wspomagania decyzji czy monitami z programów modelujących rozwój chorób i szkodników.
S.J.: Wielu sadowników korzysta z takich narzędzi, nadal jednak spotykamy sady, gdzie pułapki feromonowe są jedynie ozdobą dla drzewa jak bombki na choince. Obserwując obecne i przyszłe zmiany w asortymencie substancji aktywnych dopuszczonych do stosowania na rynku europejskim, ochrona roślin będzie bardziej wymagająca i problematyczna dla tych, którzy wyjeżdżają w pole z opryskiwaczem, jak przyjdzie SMS od dystrybutora.
Dlaczego konkretne substancje zostały wycofane?
S.K.: Przeglądając listę substancji czynnych, które w ostatnich latach utraciły zezwolenie do stosowania, możemy zadać sobie pytanie – dlaczego właśnie te? Nie spełniały coraz bardziej rygorystycznych norm ekotoksykologicznych? Przedstawienie badań potwierdzających bezpieczeństwo danej substancji byłoby zbyt kosztowne dla podmiotów wprowadzających produkty na rynek? Dane rozwiązanie nie było już opłacalne i zaważyły decyzje czysto biznesowe?
S.J.: Prawdy w wielu przypadkach zapewne nie poznamy. Spójrzmy zatem, jakie substancje aktywne straciły zezwolenie w ostatnich kilku latach. Są to m.in.: chloropiryfos, diflubenzuron, fenoksykarb, glufosynat, indoksakarb, iprodion, mankozeb, spirodiklofen, tiachlopryd, tiametoksam, tiofanat metylu czy tiuram. Wiele skutecznych produktów zawierających poszczególne substancje z wyżej wymienionych było podstawą w ochronie roślin jagodowych czy drzew pestkowych. Ich brak oznaczał możliwość wybrania innego środka (ale czy tak samo skutecznego?) bądź konieczność poszukiwania alternatywnych metod ochrony (czy takie zawsze istnieją?). Oczywiście nie rozpaczamy np. za chloropiryfosem, ponieważ wielu sadowników bezmyślnie stosowało produkty z tą substancją, stwarzając zagrożenie dla bezpieczeństwa konsumentów oraz środowiska, w tym fauny pożytecznej.
S.K.: Analizując dalej listę dopuszczonych do stosowania substancji czynnych, napotykamy przy wielu z nich adnotację: "kandydat do zastąpienia". Jeżeli w toku prac naukowych zostaną przedstawione dowody na istnienie innych, równie skutecznych bądź o zbliżonej skuteczności preparatów, np. biologicznych, to substancja aktywna określona tym mianem utraci zezwolenie. Mowa o takich związkach, jak: miedź w różnych postaciach (tj.: wodorotlenek, tlenek, tlenochlorek i inne związki miedzi), cyprodynil, difenokonazol, fludioksonil, pirymikarb czy tebukonazol.
S.J.: Wiele osób po przeczytaniu tych informacji może poczuć lekki niepokój. Brak podstawowych substancji z grupy triazoli sprawi trudności w ochronie m.in. przed parchem jabłoni czy chorobami grzybowymi w produkcji owoców pestkowych. Na cenzurowanym są również substancje do zwalczania chorób przechowalniczych.
S.K.: Nie wiadomo też, co dalej z kaptanem. Data wygaśnięcia zezwolenia mija 31 lipca 2023 r. i póki co nie ma podanych informacji, jak będzie przebiegał proces przedłużenia tego terminu. Obecnie dla wielu substancji aktywnych przyjmuje się roczne przedłużenie zatwierdzenia do stosowania.
Jakie substancje tracą zezwolenie w 2023 roku?
S.J.: W następnym roku mija termin zezwolenia dla takich substancji, jak: abamektyna, boskalid, kaptan, cyflufenamid, cyprodynil, deltametryna, difenokonazol, flonikamid, fludioksonil, pirymikarb, pirymetanil, tebukonazol i innych niewymienionych. Jak będzie wyglądała przyszłość tych substancji czynnych? Czy zostaną złożone stosowne dokumenty w celu przedłużenia terminu stosowania?
S.K.: Pozostaje czekać i śledzić informacje napływające z Komisji Europejskiej. Możemy być jednak pewni, że z roku na rok lista dopuszczonych do stosowania substancji czynnych będzie krótsza. Jak w takim razie będzie wyglądała ochrona roślin za kilka lat?
S.J.: Wbrew powszechnie panującej opinii dysponujemy preparatami, które mogą zastąpić kaptan czy ditianon w ochronie przed parchem jabłoni. Wielu producentów ekologicznych uzyskuje bardzo dobre efekty w ochronie sadów przed chorobami i szkodnikami. Wielu sadowników z powodzeniem ogranicza do minimum lub wręcz do zera liczbę substancji aktywnych wykrywanych w owocach, które wyprodukują.
Kakość zawsze się sprzeda, za dobrą cenę
S.K.: Gdzie jest haczyk? Niestety, w małym zainteresowaniu grup producentów czy firm handlowych promowaniem towaru wyprodukowanego w bezpiecznej technologii. Boimy się, że konsument nie zapłaci więcej za polskie jabłko, bo to... polskie jabłko. Skoro nie oferujemy konsumentom towaru premium pochodzącego z ich kraju, to jak możemy w nich zaszczepić nawyk sięgania po polskie owoce? Wiele razy to podkreślamy – jakość zawsze się sprzeda, za dobrą cenę. Jeśli jednak tę jakość przykrywamy na półkach sklepowych towarem nazwanym przekornie "premium", będącym odsortem od deseru, to….
S.J.: … to sami niszczymy ten rynek.